Pokazywanie postów oznaczonych etykietą posłuchaj melodii. Pokaż wszystkie posty
Pokazywanie postów oznaczonych etykietą posłuchaj melodii. Pokaż wszystkie posty

sobota, 22 grudnia 2012

grudzień z planem i bez planu ... ;)




jak tylko mija listopadowe święto... zaduma ... sentyment i nostalgia ustępują miejsca nowym emocjom ... wszyscy czekają na Boże Narodzenie ... wszystkich ogarnia świąteczna gorączka ...
czas upływa pod znakiem bożonarodzeniowego szaleństwa ... :) ... i każdy wie, że grudzień to miesiąc choinki ... światełek ... i szykowania się do świąt :) ...


i zostawiam wszystkich w tym momencie ... teraz ja ... ;)

ja z reguły na święta i szykowanie do nich mam plan ... karteczkę na której w pierwszej fazie przygotowań precyzyjnie i pieczołowicie wypisuję "co" ... "jak" ... "gdzie" ... "kiedy" ... samo spisywanie i logistyka notatek zajmuje mi z reguły dni kilka i jest tam wszyściutko ... jakie prezenty ...jakie  menu i jaka kolejność działań na tzw "szmacie" ...

potem każdego dnia po z reguły "pracowitym" dniu zerkam na plan ... po to aby zobaczyć ... no właśnie ... po to aby zobaczyć CZEGO NIE ZROBIŁAM !!! :) ... i co zrobiłam (zdarza się ;) )a co miało się dopiero wydarzyć ... uffff ... skoro "nadrobiłam"... to dnia następnego mam nadpracowane wolne :):):) ... i mogę sobie pozwolić na luzik ... co czynię z wielką radością ... pławię się w dobrostanie ... aż ... ... ... no aż wieczorem zerknę w ten geniusz logistyki przedświątecznej i zonk :):):):):) ...
i tak co roku ... z reguły ów plan jest po to:
... bym mogła każdego dnia odhaczać "czego NIE zrobiłam"
... po to bym  ćwiczyła się w "nicnierobieniusobie"  z nie ubłagalnie uciekającego czasu ...
... po to bym nie widziała, że ucieka on odwrotnie proporcjonalnie do realizacji zamierzonych przedsięwzięć i ostatecznie po to bym w dniu takim jak dziś miała pełną świadomość, że znów święta mnie jakby zaskoczyły ... :):):) ...


w tym roku planu nie zrobiłam :) ... ha ... nic ... ani jednej karteczki ... ani jednego podpunktu ... pełna samowolka ... żywioł ... :):):) ...
za to postanowiłam ten czas wzbogacić o tzw szeroko pojętą "kulturę" i dlatego zupełnie bezstresowo dwa weekendy przed świętami upłynęły nie na "szmacie" czy w markecie a w duchu uniesienia i uczcie zmysłów :) ...
zacznę od relacji "z przymrużeniem oka" :) i trochę w krzywym zwierciadle ...

ostatni weekend upłynął pod znakiem opery ... transmisja tylko ale za to z Metropolitan Opera  ... Aida ... wspaniała obsada ... kunsztowne kostiumy i scena ... monumentalna scena jeżdżąca gora dół ... dzieląca się na dwie, a na jednej mieściło się mnogo chłopa i rydwan zaprzężony w prawdziwe konie !!! plus zwiewne tancerki co pląsały jeszcze ... moje gały też pląsały ... takam zachwycona była ... czas trwania od 18 - 24 !!! małż powiedział, że nawet rydwanem i to z osłami go drugi raz nie zaciągnę ... 

i dobrze ... bo mnie chyba nie wpuszczą drugi raz  ... filharmonia jest nowa i chyba straszną mają radochę z faktu posiadania nawiewów ... w czasie naszego wznoszenia się do ducha sztuki ktoś mocno eksperymentował nie tylko z nawiewem ale też z olejkami zapachowymi ... w pyszczku mi zaschło i małż przyniósł mi w czasie przerwy soczek (ja obuta w 10 cm więcej nie ryzykowałam ... pierwsze plecy schodów bo oni tam poszaleli z tymi schodami ... nie tym razem ... mam zamiar połamać się uczciwie w lepszych okolicznościach  ) ...
... soczek wypiłam i jak na degenerata przystało postawiłam "se u stóp", ... a że jak powyżej napisałam pan tatuś córuś namawiał gruzińskim barytonem dość długo, a ona dość długo się opierała to nóżkami mi się machnęło i buteleczka oddała na całą salę dźwięk zaiste butelczyny !!! ... oczywiście, ze wybrałam moment ciszy ... bo po co przewracać butelkę jak liryczny sopran migdałki pokazuje ... trzeba jak cisza jest  ... i 2 !!! rzędy moje !!! ... to poniżej ... odwrócić się nie miałam odwagi ... o nie ...  ... 


a zamykając krzywe zwierciadło powiem, że te transmisje na żywo są fantastyczne ... spektakl w NY zaczyna się o 13 ... po aby świat mógł oglądać razem ze szczęściarzami na widowni Metropolitan Opera !!! ... szczęściarze machają światu ... świat macha szczęściarzom ... w czasie przerwy razem z artystami wchodzimy za scenę ... to taki bonus za bycie jednak bardzo daleko i za to, że my tylko na ekran patrzymy :) ... polecam ... bardzo polecam, a MO wpisuję na listę marzeń :) ... zobaczcie sami ...


godne marzeń :) prawda ?:) ...

grudzień w ogóle upłynie pod znakiem muzy (nie wiem jak muza od sztuki miała ...  ) ... w niedzielę idziemy do teatru  ...  ja po prostu jestem w stanie na lodzie zatańczyć żeby tylko nic nie robić !!! ... 


ale bez paniki ... choinka choć była chwila załamania ubrana ... menu się robi ... porządek jest ... 

no proszę :) ... i można bez planu ... ;) ... 


tymczasem dobranoc :) 

życzeń nie składam bo bendom w następnym poście ... z choinką ... i tym jak brzydkie kaczątko może się stać łabędziem nawet ... jeżeli drzewko wydaje się pokraczne ... wiem :) to brzmi dziwnie ... ale uwierzcie ... to ma sens :) ... 

mój plan na te święta tym razem w "kolżach" inspiracjach ... wykorzystałam w nich zdjęcia ze stron internetowych ... nie wszystkie pomnę :) ... zaistniały tylko ku pamięci abym jednak od czasu do czasu łapała dobry kurs :) ... 

w collage są wianki autorstwa Kasi z bloga "ten dom" ... 

sobota, 29 września 2012

... kolejny dzień ...

cd ... można w międzyczasie posłuchać ... klik 



... po szybkiej nocy na najwygodniejszym łóżku w jakim dane mi było spać :) ... spędzamy najklimatycznieszy poranek na krakowskim Kazimierzu :) ... to wspaniały czas kiedy żartujemy z kelnerem ... wspominamy filmy z TYM posterunkiem :) ... mówimy o życiu tak różnym na naszych szerokościach geograficznych a zarazem tak podobnym :) ... łapiemy w kadr te ulotne chwile i te mające w sobie ducha niesamowitości kamieniczki ... kafejki ... witryny ... uliczki ... to co jest takie jakie jest tylko tu na krakowskim Kazimierzu :) ... to miejsce ma ten niewytłumaczalny urok z klasą trzymających się podupadających ruder :) ... uczyniło z ich zmruszałych schodków i fasad główną siłę ... ocieplone kasakadami zieleni i kolorem jednorocznych daje to co człowiekowi tak bardzo potrzebne ... spokój ... poczucie tkwienia w tradycji i świadomość przeszłości ... że była ... że jest po niej ślad i przetrwała ona ... przetrwamy i my ... stare albumy ... medale ... popiersia wodzów i czapki z ciepłego miśka z gwiazdką ... :) ... takie starocie ... to czemu się do nich uśmiechamy ???:) ...










... szwędamy się po uliczkach ... wracamy na Rynek ... schodzimy do podziemi aby ponownie przekonać się, że to miasto miało to coś już kilka epok temu :) ... to jak podróż wehikułem czasu ... bo można zapomnieć który to anno domini aktualnie gdy słyszy się gwar krakowskich przekupek ... i tętent kopyt końskich na bruku ... półmrok pomaga ...
... mrużymy oczy gdy wychodzimy na zewnątrz i gdy poraża nas popołudniowe słońce przy Sukiennicach :) ... w kącie chowa się samotny gołąbek ... jest tak inny, że aż nierealny tu na krakowskim Rynku, gdzie gołębie szaleją i żyją w znakomitej komitywie ze spacerującymi :) ...




... czas ... czas nie był sprzymierzeńcem bo gnał ... dwa dni to jak się okazało zaledwie chwila ... zbyt mało by dwie kobiety powiedziały to co powiedzieć by mogły :) ... zbyt szybko by dowlec się w zakamarki Zwierzyńca ... czy wdrapać na Kopiec Kościuszki ... wciąż mamy co w tym Krakowie jeszcze zobaczyć ... za to przeczołgałyśmy się i małżów po Rynku ... z parasolem i bez bo deszcz to też element tradycji krakowskiej :) ... zjedliśmy najdelikatniejsze i najpyszniejsze na świecie pierogi ... i te szpinakowe i te ruskie do dziś mam ślinotok ... :) ... i powiem tylko "miód i malina" :) ... na dwa dni zatrzymaliśmy biegnący czas i zresetowaliśmy rok ... gdzieś pomiędzy kawką a drinkiem umknął stres i ...

... i mieliśmy ten nasz ... GOOD TIME ...


... Basiu i Leszku ... wspaniale było ... cholernie wspaniale !!! ... ... takie spotkania są wspaniałe ... dziękujemy Wam za ten czas ... i ten reset ... dziękujemy za to, że Jesteście i za to, że umiemy spędzić miło wspólne chwile ... bo trudno jest znaleźć ... na prawdę trudno znaleźć pary, w których to trybi w wymiarze tak damskim jak i męskim ...

i tu koniecznie posłuchaj :) ... klik 

... gdybym wstawiła ten post wczoraj pewnie tego akapitu by nie było ... ale wstawiam go dziś ... po nocy z lampką wina u Melki ... bukiet boskiego Pinot noir dawno już znikł ... jest poranna kawa ... nie znikło jednak poczucie, że coś mam do powiedzenia apropo nas ... Baśka ... Larry ... wy wiecie ... my wiemy ... dzięki wam ciągle mamy po co dalej iść :)  ... i choć "niepocieszony mija czas bo za jednym  czarnym asem drugi as" :) ... to "nie spoczniemy, nim dojdziemy, nim zajdziemy w siódmy las" :) ... dziękujemy ... :) ...

... dwa dni ... dwie kobiety ... dwóch mężczyzn ... wiele tysięcy chwil ... było mineło :) ... mam nadzieję, że wróci :) ... ale tymczasem trzeba się pożegnać ... wymeldowujemy się z hotelu ... ciągniemy posępnie za sobą walizki ... i ...


... i kto jeszcze pamięta o czym wspominałam w poprzednim poście, że to ważne :) ... ok ... nie będę męczyć jak na pytaniu z lektury w klasie maturalnej ... wspomniałam o samochodzie na parkingu ... :) ;) ... stał tam na tym parkingu dwie doby  ... ale nie będę nic pisać ... :):):) ... zobaczcie sami :) ... starali się wszyscy aby ta bezduszna maszyna wypluła bilet ... i dała nam glejt na opuszczenie tegoż uroczego ale jednak parkingu :) ... wszyscy się starali ... tzn poza mną bo ja paparazzi byłam i jednym panem :), który przytomnie trzymał się na uboczu :):):) ... kopanie w taśkach i pugilaresach ... a maszyna ... nie i pogadaj tu jak nie ma z czym bo ona swoje :) ... w końcu odpowiednie nominały się znalazły ... i można było ruszać ...


... do zobaczenia ...

wyjaśniam ... mnie nie ma i zdjęcia będą się zmieniać jak uzupełnię pliki o takie na których jestem :) ... tak mocno weszłam w rolę paparazzi, że no cóż nie ma mnie ...

... ciepła ... słoneczna pogoda :) ... sobota ... trzeba zobaczyć jak pięknie wygląda świat ...
miłego weekendu :) 


piątek, 26 listopada 2010

woda ... czym dla mnie jest ? ...



... jestem nałogowym zbieraczem "Werandy" ... uwielbiam ten miesięcznik bo nie tylko zabiera mnie na spacer po ciekawych domach ... ciekawych wnętrzach ale też inspiruje do postrzegania tego co mnie otacza w kategoriach piękna ... i tak dziś zatrzymałam się nad wodą ...


...

... dziś do działania nakłonił mnie konkurs ..." woda ... czym dla ciebie jest?... " i tu mnie mają ... bo o tym, że  stanowi życie wiadomo i to niezaprzeczalne ... tyle, że nie tylko dla mnie ale i dla świata...





… woda jako żywioł to już prędzej o mnie bo tej demonicznej jej strony się boję … i może dlatego z bogatego zbioru jej wizerunków zatrzymanych w kadrze na konkurs wybrałam te spokojne … częściowo stworzone przez człowieka … przy których czerpiąc z jej szumu … bogactwa fauny i flory można się zatrzymać i rozmarzyć … a walc J ma tylko dopełnić chwilę relaksu …

... górskie potoki ... pojawiające się niespodziewanie ze szczelin wyżłobionych przez lata zachwycają niepozorną siłą i czystością ...





... i ta ogromna ... pochłaniająca wyspy ... wyrażająca bezkres i granice horyzontu ...




...
... miłego weekendu :) ...



piątek, 29 października 2010

gorszy tydzień ... gorsza ja ...i poducha na spokój :) ...


… ten tydzień nie wyszedł panu miesiącowi … dobrze, że i tydzień i miesiąc się kończy … może i skończy się moja łatwość w unieszczęśliwianiu samej siebie … no może nie dokładnie samej, bo moim zdaniem to świat wokół mnie był bardzo pomocny, … ale tak czy inaczej tupnąwszy nóżką … cóż, że leciwą, ale to malutkie, 36 zatem przy określeniu nóżka będę się upierać :) … mówię dość … moich zmagań z codziennymi zmorami nie będę opisywać, bo nie warte są tego owe zmory... czyjeś głupie „jestem na nie” opanowało mnie i miałam to, co mieć chciałam … samą siebie na nie i nie wiem jak innym, ale sobie zepsułam tym parę dni … zupełnie niepotrzebnie a wszystko, dlatego, że zapomniałam o tym, czemu miałam być wierna i dałam się porwać fali nic nie chcenia … miałam pamiętać, że każdy dzień jest po to, aby się nim cieszyć … skoro trzeba coś zrobić to zrobić to można z uśmiechem będzie łatwiej a nie z poczuciem ogromnej krzywdy, bo łatwiej nie będzie … za to będzie okropnie … i było tak okropnie beznadziejnie, bo zwykła rzecz w wyimaginowanym poczuciu niesprawiedliwości społecznej przybrała postać szykan … z perspektywy czasu … szykan nie stwierdzam … po prostu można wykopać dół i mieć z tego frajdę a można zapadać się w sobie złorzecząc całemu światu i wykopać dół dla siebie … w tym tygodniu tak zrobiłam … czas pokaże czy nauczyłam się czegoś … w całym tym wariactwie labilność hormonalna miała swój udział … lwi rzekłabym nawet, bo łzy, którymi się zalewałam.. rany Julek zupełnie bez powodu to nie jest normalne … to nie ja … żeby jedna mała przysadka z tą siostrunią tarczycą tak człowiekiem poniewierała to już przechodzi granice jakiejkolwiek przyzwoitości … endokrynolodzy … zróbcie coś :) … kobieta prosi … (wiem są preparaty ale nie to nie to ...) ...



 ... aktualnie po wczorajszym przerobieniu z nieletnią struktury klas społecznych padam... polemizowanie z czternastoletnią myślą politologiczną zaprowadziło nas do "przygotowania do życia w rodzinie”... na koniec rozprawka "czy kłamstwo popłaca „... tak szczerze przez Juniorkę potraktowana, że do bierzmowania pewnie by nie poszła... jako że Nieletniej wyszło, że popłaca, bo jak powiedziała Xowi, że mu z ust śmierdzi to on się na nią obraził i teczki jej nie nosił a powinien bo mu osiołowi matmę napisała i obiecał „... i co ja jej miałam powiedzieć... pij mleko będziesz duża... kłamliwy slogan tez by mi nie pomógł... poprzednia rozprawka "czy łatwo być nastolatkiem" w interpretacji mojego cudnego pacholęcia kazała mi Sie zastanowić, jakim cudem te biedne nieletnie nieszczęścia w ogóle dają radę wobec nawałnicy druzgoczących wobec nich oczekiwań... chyba poproszę, aby pani od polskiego przestała z tymi rozprawkami, bo mnie wykończą poglądy własnego dziecka...

… jak widać kobiecość i macierzyństwo mnie wykończyć chciały.. nic nie wspomnę o sobie jako żonie, bo pan mąż zniósł to jakoś i tylko nieśmiało zapytał czy to wróci … mamy nadzieje, że nie … szukając ratunku uciekłam do świata wyższej estetyki … zatopiwszy się w inspiracjach wnętrzarskich odnalazłam trochę spokoju i uciechy estetycznej … znalazłam parę rozwiązań i gadżetów niezbędnych do dalszej egzystencji na tym świecie … dobiłam, w Adasiu to, co zostało po tornadzie hormonalnym, gdy z całą odzyskaną energią wtajemniczyłam go w swoje plany … teraz albo podejrzewa mnie o kolosalne ukryte dochody albo obawia się, że pozbawiona zdrowego rozsądku w ślady Szpicbródki czy Kwinty pójść zamierzam i aby zrealizować chciejstwa obrabuje bank … wstyd i niesławę na rodzinę ściągnąwszy …





… wieszaczki … od dnia, w którym zobaczyłam te owalne z cyferkami innych nie chciałam … dopóki nie zobaczyłam … tych owalnych z retro pejzażykiem miast …



… sekretarzyk … skrzyneczka … po romantycznym dla Nieletniej … dla siebie chcę takie … znalazłam w galerii Brocante … pozdrawiam i gratuluje właścicielce tych pięknych wytworków pomysłu i efektu realizacyjnego :) … kapelusze z głów :) … że tak powiem …



… ten ostatni zamierzam postawić na biurku, którego wizualizacja nabrała pełniejszej formy dzięki Rokoko (zapowiada debiut bloga … z góry polecam … swoją drogą to paranoja … jej wizualizacje idą Az z Irlandii a ja mam w domu na wyposażeniu teleinformatyka …) … ściany mają być jak gołąb w białym szarym … a to sterane drewno skrzyneczki ma nawiązywać do zasłon, których nie zmienię, bo je kocham, choć są w szarym brązie i nie przyjmuje, że takiego koloru nie ma :)…


… i dzisiejsza radocha … poduchy … zamówiłam jednym, kliknięciem i przyszły... są wspaniałe... nic dosłownie nic im zarzucić się nie da... idealny len...czy płótno może, ale takie zgrzebne niby, choć w zgrzebności akuratnej takiej ... szare dokładnie tak jak szare być powinny... napis prościutki... dobrze naniesiony... a mięciutkie i milutkie tak, że chyba przed wizytami potencjalnie na nich mających spocząć tyłeczków... będę wymieniać, aby je oszczędzić... przynajmniej dopóki w niemym zachwycie nad nimi tkwić będę...

… oczekuję w swych wnętrzach spokoju … niedbałej elegancji w obłoczku, glamour ale w gadżetach wolę mocniejsze... akcenty... taka surowiznę trochę retro a trochę w klimacie starej fabrycznej Łodzi... ideału, czego nie trudno się domyślić nie znalazłam... szukam … przypomniałam sobie tę Łódź, której już nie ma a w której dawno temu kilku przyjaciół z motyką na słońce się porwało … w „popiołach” wspomnień i na bazie pięknych gmachów powstała idea loftów … znalazłam mieszkanie stworzone nie w starej fabryce, ale w garażu …


... ceglana ściana i ta komoda jak z pracowni szalonego malarza po ataku (w drugim etapie pracy choć nieco bardziej biało wyglądał kiedyś obdzierany z jakiejś czarnej paćki stół owszem miał sie jak bliźniak tego bohomazu tylko go odczyściłam ) ... pień w naturalnym brązie drzewa na szarej podłodze i ten stół jak ze stołówki ganc fabryki ... podoba mi się ale uczciwie siebie pytając nie wiem czy starczyłoby mi na niego odwagi ...



...... ciepłe drewno i literkowe kanapy ... stylowy fotel ... taka mała sztuczka a sprawiła, że stary garaż z surowymi ścianami stał się ciepłym i przytulnym miejscem ... a gość siedzi sobie tam pod strzechą i kiwa nogą kilka epok już chyba tak sobie chodzi i podgląda jak duch nocy wigilijnej bo odziany bardzo stylowo ... w przeciwieństwie do nadętego drewniaka na krześle ...


... zdjęcia pochodzą z Art&Decoration ... w zasadzie każdy szczegół tych pomieszczeń mnie zachwycił ... podziwiam mariaż ciepłych motywów z zimnymi detalami ... ten beton i koronka inaczej to piękne :) ...
Related Posts with Thumbnails