środa, 13 października 2010

mała wyprawa i wielkie emocje ...

... październikowe poranki nie rozpieszczają ... wczoraj w promieniach słońca wspaniale skrzyły sie kryształki szronu widok bezcenny ... zimno dotkliwe zwłaszcza, że moje kozaczki jeszcze w sklepie, że tak powiem:) ... ale nic to gdy ma sie taki widok przed oczyma ... zdjecie nie moje ... podobne do tego co widziałam, a uwiecznić nie mogłam .. zemsta baterii ...


... zestawienie tego prawie zimowego, a jeszcze w jakiejś części letniego widoczku, wolny dzień i babskie popołudnie z przyjaciółką przywołały pewne moje nazwijmy to traperskie wspomnienie ... wyprawa może mniej egzotyczna od tych opisywanych i znanych z pięknych reportaży, ale pełna  zakrzywień na linii mego żywota :) ... śmiałyśmy się dziś z tamtego dnia to go opiszę ... nie pamietam czy wówczas też był 13 ale powinien :) ...

... dawno to było bo 5 lat temu ... miałam pokonać niewiele bo 15 kilometrów autobusem miejskim do Krysi ... Adam powalony migreną nie mógł mnie zawieść … zresztą nie można być takim wygodnickim … dwa autobusy  i jestem na miejscu ... zdaję się na komunikację miejską ... sprawdzone godziny ... staruje z domu i według planu załatwiam połowę trasy … teraz mam się przesiąść na 16 i ta dowiezie mnie dwa domy przed Krysiną posesję … tyle, że w tym miejscu plan się przestał realizować... stoję sobie na tym przystanku, a autobusiku nie ma ... co nie jest bez znaczenia bo minus 10 w atmosferze i pada śnieg, a ja nie wiem jakim cudem jestem bez czapki (od 30 roku życia przeszłam jakąś transformację i uznałam, że zimą trzeba nosić czapkę ) … zimno coraz dotkliwiej nadwyrężało moją cierpliwość i ruszyłam się do rozkładu, aby udowodnić sobie że MZK kpi sobie z pasażerów i cały ten tzw rozkład ma w poważaniu …przekonałam się że nawet   bardzo bo na rozkładzie odjazdu o "mojej" godzinie w ogóle nie było … a przy cyferce 16  nie wiedzieć czemu jakieś „A” sterczało  … 16 to nie to samo co 16A tyle wymyśliłam nawet z zamarzniętym mózgiem … na szczęście mamy erę telefonii komórkowej więc świadoma klęski orientacyjnej dzwonie do Krysi … moje przypuszczenia się potwierdzają … to nie ten przystanek i nie ten autobus  dowiezie mnie, ale z innej strony i trochę dalej … zgodziłabym się i na to ale nie ... autobus z tego przystanku z wrednym „A” będzie za półtorej godziny, jest XXI wiek  poza łączem satelitarnym mamy busy … muszę tylko dojechać do bazar i tam wsiąść do busika …ok … bazar jest na terenie miasta i trafiam do celu szybciutko … i tu odwieczny już problem, z tym co na tabliczkach kreatywni  transportowcy piszą (problem mój poważny ale to opowieść na osobny wpis ) …  busiki podjeżdżały co pięć minut  na żadnym jednak nie pisało S... a skąd ja mam wiedzieć, że takie D... mają przystanek w S...jak jakiś degenerat mnie na złość podarł rozkład … nie odważyłam się wsiąść do D... i tyle … schowałam dumę do kieszeni , rozrzutnie wykonując kolejny telefon do Krysi (za całe kilkadziesiąt groszy nie wiem z vatem czy bez ) ... ustaliłam, że dojadę autobusem i o opatrzności jak dobrze, że zainwestowałam bo okazuje się, że ponownie nie jestem na właściwym przystanku … komunikacja do świętokrzyskiego trójkąta bermudzkiego jak się dla mnie okazało to bardzo skomplikowana sprawa bardziej nawet niż pamietne, spędzające sen z oczu nastolatki ignorującej prawa i wzory w matematyce zadanie o pociągu z miasteczka A do miasta B … w ostatniej chwili dotarłam na właściwy przystanek i wsiadłam do autobusu marzeń numer 16 … uffff… teraz już tylko odliczam przystanki i wysiadam … idę i idę i Krysi domu nie poznaję, głowę mam wciśnięta mocno w szyję ...


… śnieg pada coraz mocniej a ja nic nie widzę … dzwoni telefon miałam zignorować ale odebrałam … to Krysia, każe mi się cofnąć i po minieciu dwóch domów widzę ją jak macha mi z okna … oj jak cieplutko było w jej domku, zjadłam najpyszniejszy rosół we wszechświecie i zagrzana, najedzona cudownie bezpieczna siedziałam przy kawusi … wszystko co piękne ma koniec … muszę wracać do domku ale przecież już nic mi się nie może przytrafić … autobusik z jednego jedynego w S... przystanku to bułka z masłem … NIE DLA MNIE … jak się okazało … nie wiem jak, pewnie na skutek chowania głowy bo śnieg tego dnia postanowił wypadać normę roczną nie zauważyłam przystanku

... wróć nie zauważyłam tabliczki oblepionej moim białym wrogiem i przeszłam przystanek … jak już doszłam pod las coś mnie tknęło i postanowiłam kogoś zapytać … jak pech to pech kogoś nie widać, w końcu na horyzoncie pojawił się człowiek .. starszy pan … zapytałam …i o matko .. facet przystanął zamaszystym ruchem rozsunął suwak kurtki … chciałam uciekać ale mnie strach paraliżował, nie mogłam ruszyć nawet palcem …teraz już zrozumiałam czemu na horrorach wszystkie ofiary głupio wybałuszają gały w niemym bezruchu zamiast przebierać kończynkami ładując cios w oprawcę i uciekać ... niewątpliwy bandyta zaczął szarpać szalik na bank w zamiarze uduszenia mnie nim, a przynajmniej zakneblowania zresztą nie wiem po co, bo co prawda chciałam krzyczeć bez większej nadziei na to, że pod tym lasem przy takiej zawiei ktokolwiek mnie usłyszy, ale moja krtań ściśnięta przerażeniem głosu wydac nie chciała … już miałam zamiar kopnąć gościa mocno w jaja (pewnie bym chybiła ale w końcu postanowiłam zginąć tu na obcej ziemi walcząc) gdy ten z trudem wydusił „minęła pani przystanek” … z trudem bo miał tracheotomię i aby mi odpowiedzieć musiał zaczerpnąć powietrza … no wypowiedział się w porę i uratował klejnoty, a ja znów straciłam autobus … podjechał PKS wsiadłam … jakaś moja własna logika powiedziała mi że każdy PKS musi przejeżdżać przez dworzec w Kielcach … nie musi zwłaszcza jak PKSem nie jest … tylko autobusem wycieczkowym bo to ferie były …


... co jest ze mną nie tak … no choć trudno w to uwierzyć normalnie jestem rozgarnięta ... może powinnam zmienić środek komunikacji na ten zaczarowany ...:)


... i jutro kupuję włóczki na komin i czapy ... wczorajszy przymrozek przypomniał mi o tym, że jestem najwiekszym zmarźluchem współczesnej Europy ...

10 komentarzy:

  1. No toś przeżyła kobieto dzień jak z filmu! W sumie dobrze, że to nie był "dzień świstaka", ale za to było blisko mistrza Alfreda ;))) Ale nie pogniewasz się jak będę troszkę bardziej współczuła dziadziusiowi-niedoszłemu Farinellemu ? ;) Ciekawe co on by napisał o tym dniu, gdyby prowadził bloga. A co do bloga... strasznie lubię czytać Twoje opowieści. Po ostatnim "wnętrzarskim" cyklu, to mi po prostu mowę (w palcach) odjęło i nawet skomentować nie byłam w stanie. Cuda wyprawiasz ze szlifierką i gdyby nie to, że zazdrosna nie bywam raczej, to bym była. I to bardzo. A tak przy okazji zapytam - czym szlifowałaś nogi stołu. Mój "antyk" po babci ma podobne a ja nie mam za grosz pomysłu jak się do nich zabrać. Na razie postawiłam go w kuchni bez liftingu, ale "gryzie" się z resztą mebli i razi. Pozdrawiam, bo się chyba rozgadałam.

    OdpowiedzUsuń
  2. Haha - no nieźle poszalałaś :) Ale takie "cudne" zbiegi okoliczności dośc często przytrafiają się mojej roztrzepanej osobie :) U nas to z resztą chyba rodzinne :) W ubiegłą zimę np mama moja odśniezyła nie swój samochód (też czarny przecież !) co więcej otworzyła go kluczykiem i wsiadla..po czym zaczęło jej coś we wnetrzu nie pasować hahaha :) Cała rodzina miała ubaw po pachy :)

    Pozdrawiam !

    OdpowiedzUsuń
  3. no usmialam sie strasznie :) ale powiem ci ze ja tez tak mam... :) a jesli chodzi o moje kozaczki to tez sobie na polce sklepowej odpoczywaja, nie mowiac juz o czapce czy mitenkach :D
    buziaki i usciski najcieplejsze do ciebie posylam :*

    ps. ja tez jestem zmarzluch straszny, jedynie w upaly czuje sie jak ryba w wodzi. :)

    OdpowiedzUsuń
  4. Przeczytałam wszystko z usmiechem i ...zgrozą....Nie chciałabym znależć się w takiej sytuacji.
    Pozdrowionka

    OdpowiedzUsuń
  5. Czytam Ciebie i zaśmiewam się do łez i boję czasami (scena z szarpiacym za szalik mężczyzną)...oj działo się działo:) A tak na powaznie - myslałaś kiedyś o pisaniu książek? Ja będę Twoją wierną czytelniczka na 100%!

    OdpowiedzUsuń
  6. no coż ... znajdzie się więcej takich dni to takie moje dni świstaka :) inaczej...
    Miruś jeżeli chodzi o nogi stołu to szlifierka była mi pomocna dopiero na końcowym etapie ... wcześniej tonę jakiejś szpachli zdzierałam skrobakami i wspomagałam się środkiem do usuwania starych powłok 3V3 ... śmierdzi okrutnie ale i skuteczny jest wprost do odoru proporcjonalnie ... jest w postaci żelu dzieki czemu bardzo dobrze trzyma sie powierzchni i przyznam że bez niego nie miałabym szans ...
    Pappu witam bo czytam cię u siebie po raz pierwszy ...
    Arcobaleno i aaga jak nie mam od was znaku bycia zaczynam się niepokoić :) ale na wasze dobre słówko zawsze można liczyć ...
    Ana nie kuś :)... bo wyciągniesz licho :) czasami tak polecę śmiało z myslami ale zaraz potem gdy przekładam karty pięknych powieści staje na właściwym miejscu tj miejscu czytelnika ... łatwosc pisania tak posiadam ale gdzie interesująca fabuła ... pomysł ... :) dziekuje za wsparcie :)

    OdpowiedzUsuń
  7. Och Konstancjo cudownie rozbawiłaś mnie swoją przygodą, wiem, wiem nie przystoi sie smiać z kogos ale tak naprawdę śmieję się bo jak odbicie w lustrze przypominasz mnie i moje przygody komunikacyjne... Wsiadłam kiedys z roztargnieniem zamiast do osobowego, który miał byc minutę później do pociagu pośpiesznego. Moja stacja tylko mignęła mi z predkością 70 km na h? Jasne mogłam wyskoczyć ale byłoby to stanowczo bardziej kontuzyjnym wyjsciem niż czekanie na powrtony pociąg na stacji oddalonej od moje docelowej stacji o 5 przystanków czyli 5 miejscowości dalej.
    Konstancjo absolutnie nie jesteś najwiekszym zmarzluchem, ten tytuł roszczę sobie ja: zrobiłam juz zapas skarpetek zakopiańskich, rękawiczek na każdą wersję zimy, mitenek do pracy, i czapek. cdla dzieci jest zapas mój x 5, bo dzieci gubia i tak dalej... ;-)
    PS też uważam, że twoja powieść, opcjonalnie opowiadanko czytałoby sie naprawdę jednym tchem ...

    OdpowiedzUsuń
  8. wadera:
    Uwielbiam Cię!
    Zacznij książki pisać - dobrze radzę!
    Ja mam jakieś zaczątki zmysłu orientacyjnego,a le za to zakręcona jestem w pozostałych sferach życia. A jaki zmarzluch!!!!

    OdpowiedzUsuń
  9. brrr, aż od tej zimowej opowieści zimno mi się zrobiło
    ja nie mam za grosz orientacji w przestrzeni i mogłabym się zgubić we własnym mieście, a co dopiero na wyjeździe i to jeszcze w zimową zawieruchę
    pozdrawiam więc cieplutko :)

    OdpowiedzUsuń

Dziękuję za komentarz ... Iza :)

Related Posts with Thumbnails