... zanim zacznę pisać zapraszam na spacer :) ... przejść się pod tymi drzewami ...
Słowo się rzekło, kobyła u płotu, … ale nie będzie jak w anegdocie Potockiego J … będzie znów o stole … tym razem obrazowo a mniej słownie, … bo obrazem chcę pokazać coś, przy czym się zatrzymałam patrząc na ten zdawałoby się zwyczajny domowy sprzęt analizując wynorane w necie inspiracje …
... o tym, że stół posiada szerokie znaczenie symboliczne wiemy ... wiemy, jak jest ważny bo przy nim zbiera się rodzina ... przyjaciele ... wiemy, że jak okragły to porozumienie i to my i nasz polski Okragły Stół usunął wreszcie w cień rycerzy króla Artura ... a mój fioł ze stołem wziął się chyba z męczarni ... bowiem na skutek mody i zdominowania w pewnym czasie domów przez tzw stoliki niskie i małe przy, których jadło się z żołądkiem zgiętym w pół ... nie wiem czemu, ale w dużym mieszkaniu przy takim stoliku i przed telewizorem posiłki jadałam ... jadałam tak też w moim pierwszym domku zwanym Norką ... a teraz suwam mój stół po całym jadalnio-salonie wychodząc z siebie aby znalazł odpowiednie miejsce ... takie, w którym bedzie nam wygodnie ... i cokolwiek w tym wypadku to oznacza ... takie, w którym będzie nam dobrze ... i stąd te zdjęcia ... na każdym z nich stół żyje ... w świetle okna i ma swoje mocne atrybuty ... przestrzeń ... światło ... widok ... nastrój i spokój ... i na żadnym nie ma telewizora bo go ma nie być :) ... ja swój zesłałam na zasłużoną banicje do osobnego pokoju i siedzi tam sobie teraz sam :) ... ale kiedyś był na dole i rządził ... i jadł z nami ... do czego ze wstydem się przyznaję ...
... w panoramie wielkomiejskiej dżungli ....
... na koniec zostawiłam moje ulubione zdjęcie ... to z folderu jakiejś firmy, ale pomiomo tego o czym truje nie dla stołu je tu pokazuje i nie dla firmy (choć piknie wam wyszedł :) ) ... to zdjęcie to dla mnie dowód na to, że piękno wiele ma wcieleń i wiele imion ... bo czyż ten stary człowiek nie jest piękny ... a samo zdjęcie nie mówi wiele :) ...
... teraz już nie o stole a o mnie ... odkrycie dnia ... pilnie potrzrebna terapia odwykowa ... moim nałogiem jest dom ... a ja to nie kura domowa a kwoka ... umówiłam sie dziś z koleżanką do kina na 16 ... babskie wyjście takie z filmem ... kawką i małym maratonem po sklepach w planie ... od rana uzbrojona w szlifierkę, wełnę stalową w ostatnim słoneczku chyba jeździłam po steranych drewnianych powierzniach komódki ... stołu z tysiącem zakamarków i jeszcze drzwi ... o nich będzie niebawem skoro weszłam już w mój świat renowacji :) ... w międzyczasie obiadek dla Nieletniej i o 15 zadzwoniłam i zmieniłam seans na 18.30 ... do łazienki wpadłam o 18 ... szybki prysznic bo byłam usmotruchana w tym wiekowym pyle dość mocno ... szybki makijaż i jako tako ucharakteryzowana na kobietę zdążyłam ... i to nie było najgorsze ... od tego momentu było juz coraz gorzej ... komedia wszechczasów nudziła mnie okrutnie ... Szyc ratował sytuację jak mógł a ja i tak cały czas zastanawiałam sie "co ja tu robię???..." zarejstrowałam trzy śmieszne momenty - wszystkie sytuacyjne w tym jeden to zasługa pani pietro wyżej, która wysypała mi popcorn na czerep bo ... ZASNĘŁA !!! ... kudły mam posklejane bo pani nie dbając o kalorie wcinała zanim zapadła w objęcia Morfeusza popcorn karmelowy ... ja też go (tzn go w sensie popcorn karmelowy ale ze swojego korytka nie ten na mnie wysypany ...:) ) ... wcinałam aż mi się niedobrze zrobiło i popijałam zieloną herbatą (pić mi sie chciało okrutnie ... w końcu latając pomiędzy szlifierką a patelnią nic prawie nie piłam ) ... jak na ekranie pojawił sie napis KONIEC poza ulgą poczułam jednak zdziwienie ... że to już, a ja nie wiem czemu to komedia ... dodam, że ta sama fabuła w teatrze wielokrotnie powodowała wybuchy śmiechu i pogłębianie zmarszczek ... a i nadprodukcje endorfin ...
... i teraz zastanawiam się czy ja jeszcze umiem wyjść z domu bez poczucia, że marnuje czas ... czy ten film był tak do doopy czy ja nie umiem się cieszyć niczym bez Adama ... czy ja potzrebuje sie otrząsnąć z domowego nałogu i w ramach treningu zrobic coś tylko dla siebie ... hm ... przypomniec sobie o sobie ... chyba mam o czym pomysleć ...
... pozdrawiam i życze łapania słoneczka ... i korzystania z kończącego się już weekendu :) ...
Konstancjo, juz wiem na co mam nie iść do kina ... a tak na poważnie, bardzo podoba mi się motyw stołu w twoich postach. Mam podobne wyobrażenie co do rodzinnego stołu czy stołu jako symbolu rodziny w domu. Ja również bardzo cenię sobie te chwile, kiedy wszyscy razem siedzimy przy naszym dużym stole o do najmłodszych lat staram sie uczyć moje szkraby, ze to naprawdę ważne, wspólny posiłek, wspólny czas, wspólna rozmowa.
OdpowiedzUsuńBardzo podoba mi się ta fotografia z drewnianym stołem, lampionami, takie surowe wnetrze i z tyłu drzwi do zielonego ogrodu.
co do wolnego czasu ... ja bardzo lubię moje koleżanki ale czasem z przerażeniem stwierdzam, ze nadaję na innej fali, że jakoś tak słucham rozmowy i zarazem nie słucham, jestem daleko, daleko... Strasznie rodzinna się zrobiłam, jesli już chcę się wyrwać to raczej na polowanie z aparatem ...
Myślę Konstancjo, że to taki dzień był ... nie do końca przeznaczony na kino. Czuję, że bardzo lubisz tę swoją przygodę z renowacjami, żyjesz tym i najchętniej oddałabyś się temu przez cały czas. bo chyba o tym mówiłaś pisząc: "przypomnieć sobie o sobie". Pozdrawiam cieplutko.
Piszesz tak świetnie,że można czytać i czytać.
OdpowiedzUsuńŻyczę Ci udanej niedzieli!
Pozdrawiam
Marto moje podchody w temacie renowacji to pasja ... bo jak inaczej nazwać niemą zgodę na tę z góry pewną zemstę kręgosłupa ... i nie czuje upływającego czasu gdy już się zatracę w tym :) ... może to faktycznie nie był dzień na kino (ten film nie będzie lepszy nawet w dniu na kino bardzo ... niestety ) ...pocieszyłaś mnie tym, że często nie jesteś w temacie rozmów koleżanek ... nie chodzi o to, że ich rozmowy są gorsze albo mniej ważne tylko odbijam gdzieś i dobrze wiedzieć, że to nie jest obce i innym :) czasami bywam na siebie zła, że ide kupuję to co zobaczę a nie łowię przez kilka dni w tygodniu pieczołowicie norając w butikach (Pati ... może zdam się na ciebie wysyłkowo bo ładnie się ubrać a i owszem lubie tylko szkoda mi czasu na shoping) z drugiej strony wsiąkam w Empiku jak w czytelni i Adam wyprowadza mnie siłą jak niesforne dziecko ze sklepu z zabawkami ... chciałabym mieć więcej czasu dla Wiki ... dla Adama ... wiecej na czytanie i decou o działaniach z szlifierką w dłoni juz nie wspominając bo to oczywiste ... tylko skąd wziąść więcej :) ...hmmm... szpital też lubię ...
OdpowiedzUsuńaaga... nie krygując się ... starsznie miło to czytać ... a to wynika pewnie z czytania wogóle bo od dziecka czytam wszystko co mi w łapy wpadnie ...
Od kilkunastu minut noram po necie w poszukiwaniu słowa pisanego (lubię oglądać ale często mam potrzebę poczytania ;) ) noo i w końcu trafiłam do Ciebie - poczytałam, pośmiałam się do monitora i zakończywszy dzień tym miłym akcentem idę spać :)
OdpowiedzUsuńDobranoc :)
dobranoc :)
OdpowiedzUsuń:):)
OdpowiedzUsuń