wtorek, 9 listopada 2010

prawie gość przed prawie wyjazdem i prawie wiatrołap ...:)



... nie wiem jakim cudem ale wpadłam na jakiś czarny szkak ... jeszcze nie tak dawno pisałam o tarpających mną a raczej mymi emocjami hormonach a teraz jeszcze doszło to "coś" ... "on" pojawił się w nocy z piątku na sobotę ... myślałam, że nieproszony a jednak zaproszenie wysłałam ozdobione pieknie dwoma czekoladkami ... czerwonym akcentem pomidorka i zielonym sałaty prosto z chemicznego pola ... a na to wszystko mały pieczony kurczak ... po tym zdawałoby się niewinnym (i przy tym bedę się upierać ) menu (zapomniałabym jeszcze jakiś niedogrzany krupnik w biegu pochłonięty ... no niedogrzany bo mikrofale były uprzejme tylko miseczkę podgrzać ... zawartości już nie) ... w każdym razie Pan Ból Pana Pęcherzyka wpadł na małą wizytę ... teraz mam bardzo proste menu ... ryżanka ... Gastrosan i parowanie :) ... bowiem cokolwiek gotuje ... gotuje na parze ... i w ten oto magicznie zwyczajny sposób me życie konsumpcyjne nabrało innego smaku :) ... to co Pan Pęcherzyk pozostawił w mej pamięci zdecydowanie nie może się powtórzyć ... o nie ... dlatego przespacerowałam sie do tzw "rejonu" celem uzyskania porady lekarskiej ... schody zaczęły się przy okienku rejestracji ... wróć do okienka to było daleko ale zauważyłam, że pani częściej chyba rozmawia z dzwoniącymi ... szczęśliwie numer do pani miałam zapisany zatem "memory 6" i dodzwoniłam siem a oto jak przebiegała rozmowa ...


- dzień dobry ... chciałabym się zarejstrować ..
- mówi jak się nazywa i gdzie mieszka ...
- zatkało mnie ale mówię - XY tu i tam
- czeka ...
to czekam ... i słyszę ...
- rano chce czy popołudniu ...
- rano ..jeż... ale nie dane mi było dokończyć ....
- 8.45 przyjdzie gabinet 11 ...

jak kończyłam to pan za mną już z komóra na dłoni scenicznym szeptem zarządził "pani ...dawaj pani ten numer" ...dialog dość orginalny ale wizyta umówiona ... i tak przeszłam na drugą stronę mocy i stałam się świadczeniobiorcą ... w stosunku do którego ustalono że :

NIE WOLNO NAM LUDZIOM JESĆ PIECZONEGO I SMAŻONEGO

TRZEBA O TYM PAMIĘTAĆ

NIC ONA DR ZNACZY NIE WIDZI

... no i dobrze do lekarza szłam nie do medium ... diagnostyki oczekiwałam tj połączenia nauki ... doświadczenia z wynikami badań biochemicznych i obrazowych ... bo nie przekonuje mnie macanie brzucha ... biochemii się doczekałam ale obrazowe to już muszę sobie sama zafundować bo pewna ważna instytucja przecież nie może ponosic kosztów obrazowania skutków mojego pieczonego kurczaka ... na dalszą drogę potrzebuję siły wodza i niech moc będzie ze mną ...

... a biochemie skoro "ona nic nie widzi" i dostałam i tak "na wyrost" to zrobie po przyjeździe ... pani doktor dała mi 2 karteczki ... na jednej to co jadłam do tej pory i gdy ja  zaczęłam się zastanawiać skąd oni to mają już takie wydrukowane ... śledzona jestem czy jak ? ... okazało się że to ..."TO"... czego mi jeść nie wolno !!! ... hm ... na drugiej było to czego prawie nie znam, a co poznam .... i jakimś cudem pokochać muszę ... mam nadzieję, że to do jakiegoś opanowania i konsensusu uda się doprowadzić bo ja bez rosołku egzystencji nie pojmuję ...



... cała ta afera z niecnym zachowaniem tego czegoś we mnie jak to afera zupełnie w nieodpowiednim momencie wylazła bo tuż przed moim małym oddechem w perełce naszych gór Krynicą zwanym ... tak czy siak rozkoszy ducha i podniebienia w "Węgierskiej Koronie" sobie nie odpuszczę ... i w co mocno wierzę stare zdjęcia i dobry jazz doprawią mi kisielek jak barszcz ukraiński :) ... wierzę też, że pogoda utrzyma się i takie słoneczko jak dziś pozwoli mi cieszyć się spacerkami ... miedzy innymi po Bardejovskim rynku, który zachował do dziś średniowieczne budowle ...  Nieletnia bardzo kibicuje bo ma pracę jakąś popełnić o średniowieczu i mnie tam widzi w roli reportera ... że ona niby Naczelny w takim razie ... jak wypłacalna jest tylko na mocy naszego kieszonkowego to na bogato nie będzie ... ma się to szczęście do mało intratnych posad ... no i jeszcze cerkwie łemkowskie ... od czasu kiedy wiem, że Warhol i jego dzieła to z genezy łemkowskie to bardzo chętnie się powłóczę nawet w deszczu ...



... budżet na rekreację uszczupliłam bo Vox kazał ... no kazał kupić latarenki cynowe podając je w takiej przecenie, że nie kupić nie dało rady ... a dodam, że blisko rok patrzyłam na nie z uwielbieniem i tęsknotą ... są idealne do mojej wizji kuchni ... i bliźniaczo podobne do tych które istnieją w konkretnym domku ... mojej mega inspiracji kuchennej ...  i jeszcze jakby do kompletu taki mały grzeszek ...




... o kuchennych inspiracjach już kiedyś wspominałam i muszę sobie o nich wszystko poukładać i napisać ... ale zanim o kuchni będzie winna jestem parę fotek z wiatrołapu ... jeszcze brakuje mi 3 głównych detali ale coś tam widać ... teraz już wchodząc mamy zapowiedź charakteru domku ... choć w rzeczonym domku jeszcze wiele trzeba zrobić ale pani inwestorce ... znaczy się "moi" też dobrze zrobi jak każdego dnia utrwali sobie "do czego to my dążymy Izabel" :) ...






 







... uchwyty się robią ... i mała zazdrostka do wnęki również ... lustro i wieszaczek na drodze bliskiej finałowi ... parasolnik w sferze pomysłu lub marzeń biorąc pod uwagę ten wypatrzony a nieosiągalny cenowo :) ... i zawieszki ...


a to jeszcze dla jednego niegrzecznego Adasia ... tak kochanie zakwitł ... nie wiem czemu ten Twój hibiskus nam zakwitł po 2 miesiącach od zrzucenia kwiatów ale kolejne pomarańczowe paskudztwa w drodze ...


12 komentarzy:

  1. Jupi !!!! znów zakwitł :) Szkoda że jak przyjade to po kwiatach już śladu nie będzie:( Całuję i czekam :*

    Adam

    OdpowiedzUsuń
  2. Bardzo ślicznie u Ciebie, nawet na ty etapie "po drodze";-)
    Mam nadzieję, że zdrowie już ok?
    Udanego wyjazdu, baw się dobrze!
    Pozdrowienia.

    OdpowiedzUsuń
  3. ... Mój kochany Jupi ... a nie można było białego kupić ?:)...
    ...Florentynko ... lepiej ale z pewną dozą nieśmiałości podchodzę do każdego kęsa zastanawiając sie nad jego dietetycznością ... a w święta to chyba pozwolę sobie wzorem pewnej warszawianki na odpust ale przed konsumpcją zadzwonię po pogotowie :) ...

    OdpowiedzUsuń
  4. Konstancjo, współczuję i łączę się w bólu (nie tak dawno odbyłam podobną wizytę w rejonie, ale u nas odmiennie i nie tak barwnie, więc nawet opisywać nie było czego; jedyne podobieństwo to to, że P. Doktor też "nie widziała", za to badanie obrazowe prawie od ręki...). Bez smażonego to ja tak jak Ty bez rosołku ;-((
    No ale dość użalania, przejdźmy do meritumu ;-)
    To już kolejny wiatrołap wprawiający mnie w drżenie (zazdrości) i porażający klimatem. Ma on Ci charakterek, ten maluch, a jak domek podąży na nim to uch... i ach... ;-)
    Już moje suki by o niego zadbały...;-)
    I nawet bym nie zauważyła, że nie ma czegoś tam... gdybyś się sama nie przyznała ;-)
    Grzeszki będą Ci bez wątpienia odpuszczone... mają wielką moc przekonywania.
    A Krynicy zazdroszczę...
    Pozdrawiam!

    OdpowiedzUsuń
  5. ...no to możemy założyć kółko dietetyczne. Właśnie dzisiaj w końcu odebrałam wypis ze szpitala a tam rozkaz abym się zgłosiła do poradni gastroenterologicznej, oprócz tego do dwóch innych. Ciekawe gdzie ja im czasu wyskrobię na biegania po lekarzach. Wystarczy, że sama się katuję dietami na nietolerancje pokarmowe. ...eeee, kiepski temat.
    Twój przedpokój za to piękny.
    Tymczasem udanego wypoczynku.
    Pozdrawiam.

    OdpowiedzUsuń
  6. Widzę , że wizyta w Jysku była:)))))))))))) mam te same cynowe wiadereczka :))))))) Przedpokój chociaż niedokończony cudowny !!!!
    Pozdrawiam Patti

    OdpowiedzUsuń
  7. Penelopo ... witam :) zgłoś się spokojnie ... termin ci wyznaczą za kilka miesięcy więc jakoś upchniesz w przyszłorocznym kalendarzu:) ... dziękuję za przedpokój ... sporo brakuje ale to co jest cieszy :) ...

    Patii widziałam wiadereczka i całą resztę ... ja chcem u siebie takie SH ... u mnie takich rarytasów nie ma ... pozdrawiam :)

    OdpowiedzUsuń
  8. Zawsze mam kłopot z komentowaniem Twoich wpisów Konstancjo droga, bo pod palce cisną mi się tylko zachwyty nad tym co pokazujesz (oj ten Twój przedpokój.... toż kompleksów się nabawiłam patrząc) i nad tym jak piszesz ( tu nieustannie zastanawiam się, czy nie czas Cię namówić na wydanie czegoś drukiem). No więc tak siedzę sobie ze szczęką opadniętą na blacik biurka, wychodzę, wracam, czytam po raz kolejny...poziom zachwytu nie spada... i jak widzisz wszystko na co mnie stać pod Twoim tekstem to taki bełkocik o niczem (żeby choć o Nietzschem, ale na to się nie porywam, za mało znam). Pozdrawiam cieplutko.

    OdpowiedzUsuń
  9. Mira to bardzo miłe czytać o sobie tak dobrze zwłaszcza gdy słowo pisane chwali osoba pod której piórem chylę czoła :) i to wzajemna adoracja tylko fakty :) wiatrołap mnie cieszy ... aktualnie usiłuję deskę przeistoczyc w wieszak i miotam się jakie to małe widoczki w owalu dać ... bo wieszaczki 3 a motywów ...30 chyba ... i co przeraża męża zbieram materiały na małe przeobrażenie kuchni :) bo teraz to mi kuchnia do zapowiedzi nie pasuje :) pozdrawiam :)

    OdpowiedzUsuń
  10. Problemów gastrycznych nie zazdraszczam i współczuje serdecznie. Wiatrołap......miodzio.
    Udanego wypoczynku. Sciskam.

    OdpowiedzUsuń
  11. Tak ci współczuję Konstancjo z powodu tych kłopotów z woreczkiem. Niestety ale wiem co to znaczy ... jakiś czas temu miałam owe nieprzyjemne dolegliwości, poszłam do pani dr ... dieta a jakże plus wizyta na usg a usg wykazało kamyczek w woreczku, niegrzeczny kamyczek to był więc zabawiono się z nim laparoskopią ... myslałam, ze na tym koniec, ze moge wrócić do tego co lubię, skonczyło się stanem zapalnym żołądka, a teraz jakoś tak już się oswoiłam, ze paru rzeczy tknąć nie mogę a już na pewno nie w takich ilosciach jakie bym chciała, baj baj bigosiku!!!!
    Wiatrołap bardzo przyjemny, nawet nie wiatrołap ale taki siedziołap bo ja bym tam chetnie sobie posiedziała w towarzystwie tych pięknych rzeczy.
    Pozdrawiam cieplutko i życze udanego wypoczynku!!!
    PS gdzie mozna zdobyć takie czajniczki?

    OdpowiedzUsuń
  12. Martuś zaczynam się przyzwyczajać do nowych smaków ... nie chcem zapeszać ale brzuszek wygrzeczniał :) trochę przykro bo jestem na spóźnionych wakacjach w Krynicy i łezka się w oku zakręciła przy pijalni czekolady a przy serku z grila ... hm no coż to był cios :) ... a co do wiatrołapu to po sypialni pierwsze pomieszczenie które staśnie lubię i w sumie to mnie wyczułaś ...też mam tam ochotę na kawkę ... ups wróć na gastrosan :)

    Lutka świetne przydasie przytargałaś z podróży ... :)

    OdpowiedzUsuń

Dziękuję za komentarz ... Iza :)

Related Posts with Thumbnails