poniedziałek, 24 grudnia 2012

Wesołych Świąt :)




... z planem czy bez niego czas przygotowań dobiega końca ... za parę godzin wszyscy wejdziemy w magiczny czas Świąt Bożego Narodzenia ... czas, w którym jest coś niesamowitego ...  ksiądz Józef Tischner określił ten czas jako urzeczywistnienie czegoś absolutnego:
”wszystkie rzeczy występujące w ciągu roku są względne … nie mielibyśmy świadomości tego gdyby nie było czegoś absolutnego …” … 

Na Wigilę

Czekając, kiedy wzejdzie wigilijna gwiazda
Do wpół zmarzniętej szyby przywarł chłopiec mały.
Patrzył - zimowe ptaki wracały do gniazda,
Jakby tego wieczoru też świętować chciały.
Niegdyś gwiazda z Betlejem mędrców prowadziła,
Dziś znak daje, by zasiąść do świętej wieczerzy,
By biel opłatka ludzkie waśnie pogodziła,
A w sercu znów zamieszkał Ten, co "w żłobie leży".
Chwila jedna! Przy tobie nikną odległości,
Co szare - zmienia się w odświętne, tajemnicze.
Daj nam więcej takich, spragnionych miłości,
Niech świat przy żłóbku Twoim odmienia oblicze.

o. Franciszek Czarnowski 

... takiego nastroju Wigilii i Świąt Bożego Narodzenia przeżytej w miłości i spokoju  życzę ... :)


sobota, 22 grudnia 2012

grudzień z planem i bez planu ... ;)




jak tylko mija listopadowe święto... zaduma ... sentyment i nostalgia ustępują miejsca nowym emocjom ... wszyscy czekają na Boże Narodzenie ... wszystkich ogarnia świąteczna gorączka ...
czas upływa pod znakiem bożonarodzeniowego szaleństwa ... :) ... i każdy wie, że grudzień to miesiąc choinki ... światełek ... i szykowania się do świąt :) ...


i zostawiam wszystkich w tym momencie ... teraz ja ... ;)

ja z reguły na święta i szykowanie do nich mam plan ... karteczkę na której w pierwszej fazie przygotowań precyzyjnie i pieczołowicie wypisuję "co" ... "jak" ... "gdzie" ... "kiedy" ... samo spisywanie i logistyka notatek zajmuje mi z reguły dni kilka i jest tam wszyściutko ... jakie prezenty ...jakie  menu i jaka kolejność działań na tzw "szmacie" ...

potem każdego dnia po z reguły "pracowitym" dniu zerkam na plan ... po to aby zobaczyć ... no właśnie ... po to aby zobaczyć CZEGO NIE ZROBIŁAM !!! :) ... i co zrobiłam (zdarza się ;) )a co miało się dopiero wydarzyć ... uffff ... skoro "nadrobiłam"... to dnia następnego mam nadpracowane wolne :):):) ... i mogę sobie pozwolić na luzik ... co czynię z wielką radością ... pławię się w dobrostanie ... aż ... ... ... no aż wieczorem zerknę w ten geniusz logistyki przedświątecznej i zonk :):):):):) ...
i tak co roku ... z reguły ów plan jest po to:
... bym mogła każdego dnia odhaczać "czego NIE zrobiłam"
... po to bym  ćwiczyła się w "nicnierobieniusobie"  z nie ubłagalnie uciekającego czasu ...
... po to bym nie widziała, że ucieka on odwrotnie proporcjonalnie do realizacji zamierzonych przedsięwzięć i ostatecznie po to bym w dniu takim jak dziś miała pełną świadomość, że znów święta mnie jakby zaskoczyły ... :):):) ...


w tym roku planu nie zrobiłam :) ... ha ... nic ... ani jednej karteczki ... ani jednego podpunktu ... pełna samowolka ... żywioł ... :):):) ...
za to postanowiłam ten czas wzbogacić o tzw szeroko pojętą "kulturę" i dlatego zupełnie bezstresowo dwa weekendy przed świętami upłynęły nie na "szmacie" czy w markecie a w duchu uniesienia i uczcie zmysłów :) ...
zacznę od relacji "z przymrużeniem oka" :) i trochę w krzywym zwierciadle ...

ostatni weekend upłynął pod znakiem opery ... transmisja tylko ale za to z Metropolitan Opera  ... Aida ... wspaniała obsada ... kunsztowne kostiumy i scena ... monumentalna scena jeżdżąca gora dół ... dzieląca się na dwie, a na jednej mieściło się mnogo chłopa i rydwan zaprzężony w prawdziwe konie !!! plus zwiewne tancerki co pląsały jeszcze ... moje gały też pląsały ... takam zachwycona była ... czas trwania od 18 - 24 !!! małż powiedział, że nawet rydwanem i to z osłami go drugi raz nie zaciągnę ... 

i dobrze ... bo mnie chyba nie wpuszczą drugi raz  ... filharmonia jest nowa i chyba straszną mają radochę z faktu posiadania nawiewów ... w czasie naszego wznoszenia się do ducha sztuki ktoś mocno eksperymentował nie tylko z nawiewem ale też z olejkami zapachowymi ... w pyszczku mi zaschło i małż przyniósł mi w czasie przerwy soczek (ja obuta w 10 cm więcej nie ryzykowałam ... pierwsze plecy schodów bo oni tam poszaleli z tymi schodami ... nie tym razem ... mam zamiar połamać się uczciwie w lepszych okolicznościach  ) ...
... soczek wypiłam i jak na degenerata przystało postawiłam "se u stóp", ... a że jak powyżej napisałam pan tatuś córuś namawiał gruzińskim barytonem dość długo, a ona dość długo się opierała to nóżkami mi się machnęło i buteleczka oddała na całą salę dźwięk zaiste butelczyny !!! ... oczywiście, ze wybrałam moment ciszy ... bo po co przewracać butelkę jak liryczny sopran migdałki pokazuje ... trzeba jak cisza jest  ... i 2 !!! rzędy moje !!! ... to poniżej ... odwrócić się nie miałam odwagi ... o nie ...  ... 


a zamykając krzywe zwierciadło powiem, że te transmisje na żywo są fantastyczne ... spektakl w NY zaczyna się o 13 ... po aby świat mógł oglądać razem ze szczęściarzami na widowni Metropolitan Opera !!! ... szczęściarze machają światu ... świat macha szczęściarzom ... w czasie przerwy razem z artystami wchodzimy za scenę ... to taki bonus za bycie jednak bardzo daleko i za to, że my tylko na ekran patrzymy :) ... polecam ... bardzo polecam, a MO wpisuję na listę marzeń :) ... zobaczcie sami ...


godne marzeń :) prawda ?:) ...

grudzień w ogóle upłynie pod znakiem muzy (nie wiem jak muza od sztuki miała ...  ) ... w niedzielę idziemy do teatru  ...  ja po prostu jestem w stanie na lodzie zatańczyć żeby tylko nic nie robić !!! ... 


ale bez paniki ... choinka choć była chwila załamania ubrana ... menu się robi ... porządek jest ... 

no proszę :) ... i można bez planu ... ;) ... 


tymczasem dobranoc :) 

życzeń nie składam bo bendom w następnym poście ... z choinką ... i tym jak brzydkie kaczątko może się stać łabędziem nawet ... jeżeli drzewko wydaje się pokraczne ... wiem :) to brzmi dziwnie ... ale uwierzcie ... to ma sens :) ... 

mój plan na te święta tym razem w "kolżach" inspiracjach ... wykorzystałam w nich zdjęcia ze stron internetowych ... nie wszystkie pomnę :) ... zaistniały tylko ku pamięci abym jednak od czasu do czasu łapała dobry kurs :) ... 

w collage są wianki autorstwa Kasi z bloga "ten dom" ... 

wtorek, 13 listopada 2012

bez słów ...



... ten hymn ... w tym wykonaniu i ... w tym miejscu ... :) ... bez zbędnych słów ... po prostu do wsłuchania się :) ...


sobota, 10 listopada 2012

kurtka ... :)


 tak :) ... kurtka ... niby nic specjalnego bo przecież to tylko okrycie wierzchnie ... niby ... i to niby niniejszym dementuje ... nie ma czegoś takiego jak zwykłe okrycie ... wybór kurtki czy wybór domu ... to wybór równorzędny - od dziś tak uważam - wybór mający rangę wyboru życiowego ... skąd taki wniosek :) ? ... wniosek został wychodzony dzisiejszego popołudnia ... jest poparty kilkoma kilometrami trasy ... dwoma bolącymi kręgosłupami ... jednym bolącym brzuchem ... jednym odciskiem ... to chyba dość aby wyrok uznać za prawomocny :) ...

... zacznijmy od początku :) ... mamy szafę ... jesień ... zimę w perspektywie a nie mamy kurtki, a konkretnie to Marysia stwierdza, że nie ma kurtki :) ... no to umawiamy się  ... w galerii ... gdzie zamierzamy kurtkę kupić ... proste ... no bo co może być skomplikowanego w kupieniu kurtki jak w galerii jest tyyyyle butików, a w każdym tyyyle fasonów kurtek :) ...

... zaczynamy od sklepu, w którym powinna być na pewno ... nie ma ... tej właściwej nie ma ...

... jest jedna taka hmmm chyba za duża i ma napompowane brzegi ... zabrać :)!... jest druga bardzo ładna ale ma wygląd na 101 kurtkę w szafie a my kupujemy dopiero pierwszą :) ... zatem idziemy dalej :) ...
... a dalej są kosmetyki bo to taki sklep ze wszystkim z innych sklepów ... w każdym razie przy wyborze balsamu do ciała znikamy na dobre pół godziny ... odnajdujemy się bez balsamu co prawda za to wśród tych pięknych szklanych kuli z opadającymi śnieżkami - mijamy ale ja się odwracam i wiem, że muszę tu wrócić :) ... niby mamy wyjść i tej kurtki szukać ale jeszcze zaparzacz do herbaty drze się żeby go kupić i pojemnik na soczek ... no to rozdarciuchy som :) już w torbie ... jeszcze tylko jeden mocny niuch świecy nieziemsko pachnącej (muszę wrócić:) ) i wychodzimy ... łącznie półtorej godziny ... jeden sklep ... zero kurtki ... kto ... pytam kto dał światu TK ... sami wiecie :):):) ...

... kolejną godzinę potem mamy za sobą kilometr więcej ... parę butów kupionych (Marysia) ... parę butów zamarzonych ... (to ja ) ... kilka kurtek przymierzonych i ani jednej, która była by dobra ... przed kolejnym poziomem ... jako, że zmęczenie zaczynam odczuwać ... neuron zaczyna kombinować jakby tu poprawić strategię :) ... i wiem ... trzeba ustalić konkretnie czego szukamy :) ...

... postanawiamy ustalić jaka ona ... kurtka znaczy ... ma być ... i ustalamy, że Marysia kce tak:
* nie może być za krótka ale i nie powinna być za długa bo to kurtka ma być a nie płaszczyk
* powinna mieć rękawy wszywane tak aby zmniejszały ramiona ale nie reglan
* powinna być ciepła ale nie za gruba i lekka powinna być ... i raczej nie puchowa ... ale ciepła ...
* ma mieć kaptur ... najlepiej odpinany i bez futerka ...
* absolutnie nie może mieć takiego okropnego dmuchanego kołnierza bo on głupio wygląda ...
* pasek raczej ma być ... to ładnie podkreśla sylwetkę :)
* kolor ... skłaniamy się do jasnej tonacji ale nie biała ...
* a no i niech nie będzie za droga ... nikt tego nie mówi ale obie wiemy, że taniej też nie kupimy ...
to chyba wszystko !!! ...

... zerkam na Marysię ... zdobywam się na odwagę i przypominam jej ... że nie musi wychodzić za mąż za tę kurtkę !!! ... ma ją tylko nosić :) :) :) ...

... w końcu jest ... ma dobrą długość ... kolor ... jest ciepła w domniemaniu ... ma kaptur bez futerka i nawet z daszkiem  (a nie pomyślałyśmy !!! ) ... ma pasek ... i masz !!! ... w barach uwiera :(:(:( ... jest idealna ... tzn prawie idealna bo ogranicza ruchy ... od czasów Tarzana i pitekantropa niby się człowiek do ograniczających ruchy ciuszków przyzwyczaił a jednak czasami :) ... ten zew natury jeszcze krzyknie :) ...

... kupujemy piankę do włosów ... tusz do rzęs i wracamy do domu :) ... bez kurtki ...

... kurtkę kupimy następnym razem :) ... teraz już wiemy, że to nie jest takie proste :) ...

a to mała prywata ... Baśka ... sama widzisz jaka kochana jesteś !!! :) ... a to moja kurtka idealna ... :):):)



piątek, 9 listopada 2012

... z nutą na weekend :) ...



... słucham tego pół dnia :) ... domownicy nic nie mówią ... może nawet przez pierwszą godzinę byli w zachwycie ale chyba pod koniec drugiej im przeszło bo: Nieletnia uciekła do koleżanki a mąż zupełnie bez przypominania zabrał piesa na spacer ... hmmm ... rzeczona piesa wcześniej też dość nieoczekiwanie sama skazała się na banicję w wiatrołapie ... ok ... przestałam ... :) ... może wrócą :):):) ...

... przy okazji ... przeczytałam o wpływie muzyki na człowieka ... i lekko upraszczając to co wyczytałam :) ... można stwierdzić, że dźwięk (a muzyka to cała kupa dźwięków:) ) to bodziec ... ów bodziec z reguły aktywizuje korę mózgową co wywołuje wiele objawów pozytywnych dla prawidłowego funkcjonowania człowieka, takich, jak m.in. poprawa procesów pamięciowych, wzrost kreatywności, harmonizowanie napięcia mięśniowego, opóźnienie objawów zmęczenia czy poprawa koordynacji ruchowej ... potwierdzam ... objawy zmęczenia ustąpiły ale głośno się do tego nie przyznam ;) - tak cudnie się leniuchuje :) ... koordynacja ruchowa obstawiam w ciemno cudna :) ... nie ocenię zalegając pod kocykiem i tworząc ... nie łudzę się fajerwerkami w kwestii pamięci ... ale w moim przypadku dopiero rok muzykoterapii przyniesie efekty :) ... o muzyce ... a konkretnie jej możliwościach jeszcze napiszę ... bo jak nie napisać jak Mozart może mieć równorzędny a na pewno porównywalny wpływ na mózg jak tak modny aktualnie boifeedback :) ... ale to innym razem :) ...

... nie wiem czy to napływ kreatywności ..., ale zaczynam myśleć o świętach ... o planowanym kalendarzu adwentowym :) ... planuję taki od lat i zawsze mu nie po drodze ... w tym roku ma być :) ... i Aida Verdiego w transmisji z Metropolitan Opera ... też ma być ... w grudniowym czasie oczekiwanie na pierwszą gwiazdkę :) ... to bardzo fajna okoliczność losu, że można tak oczami i duchem przenieść się z rzędu "I" kieleckiej filharmonii do NY ... i rozpieszczać oczy monumentalną scenografią :) ... w jakości HD ... żeby była jasność ;) ... tak ... to dwa pierwsze skojarzenia bożonarodzeniowe :) ...



... dziś przy dźwięku najpiękniejszego dla mnie chóru ...
 chóru niewolników  życzę miłego weekendu :) ... 

środa, 24 października 2012

szczęściarz czy szczęściara, której zekranizowano marzenia :)

czy w prawie banalnym obrazie obyczajowego kina można odnaleźć wszystkie swoje fioły i marzenia ??? :)



można ... a tym samym szczęście wpisane w tytuł ogrzewa i oglądającą :) ...

co mamy w fabule?
mężczyzna po przejściach ... kobieta z przeszłością ... dwie rodziny ... każda z inną pozycją w mieście ... matka artystka o wielkim sercu ... i robiący karierę polityczną ojciec ... ich wpływ na losy swych dzieci ... przypadek ... który połączył dwie rozrzucone po świecie połówki ... to mamy tak wyliczając na oślep :) ...




a wszystko to w scenerii która rozkłada na łopatki ... w edenie wyobraźni :) ...

są piękne ... stare ... szumiące drzewa ... zielona przestrzeń ... i woda ... nieujarzmiona w swych brzegach rzeka ... nad nią mostki ... w iluminacji promieni słonecznych przenikających bogatą kolorystykę liści :) ...



znalazłam też swoje marzenia ...
znalazłam chatkę na drzewie, ... w której dziecko znajduje schronienie dla małych radości, smutków i tajemnic

znalazłam biały domek wcale nie mały za to z tym wszystkim co czyni go wymarzonym ... wymienię kuchnię bo stare drewniane meble zasługują na to :)





ba ... znalazłam werandę ... starą dobrą amerykańską werandę ... nie wiem czy nie ważniejszą niż sam dom ... scenarzysta nie postawił na niej huśtawki :) ... hmmm ... a dlaczego? ja na swojej chętnie bym postawiła ... no powiesiła dla ścisłości :) ...  za to postawił stół ... jak wiadomo stół i jego znaczenie dla mnie to fioł nad fioły ... muszę też wspomnieć, że moja osobista weranda zaistniała ... kołek po kołku ... deseczka po deseczce ostatniego upalnego czerwca ... marzenia się spełniają ... nawet jeżeli czasami tylko na chwilę :)





powracając do odnalezionych w filmie marzeń ... wiecie co mnie znokautowało ... bo, że dom biały z werandą ... to nic dziwnego ... Ameryka ma takich domków wiele ... każde dziecko chce mieć swój i to koniecznie na drzewie ... to nic dziwnego, że jest ... i drugi na drzewie ... to miła okoliczność fabuły ... domek trzeci reanimowany ze śmietnika i ruin ... surowy z szotersami w dobrym stylu shabby chic ... no ok ... Ameryka lubi szotersy ... ja też :) ... ale to dygresja tylko ... w każdym razie bajkowa sceneria ranczo nad rzeką to kocha wielu ... to wymóg jakby ... ale odgrodzona murkiem ze starych ... nierównych cegieł różanka ... to już majstersztyk ... różanka  ... to magiczne miejsce ...  ... nic tak pięknie nie komponuje się ze starą cegłą jak róża ... mała Anglia w scenerii amerykańskiego ranczo :) ...

co jeszcze ?:) ... no cóż

ona paraduje w białych zwiewnych bluzeczkach ... też mój fioł ilestam :)

on ma wilczura ... moja rasa :) ... pies idealny ...

padał deszcz ... chciałam spokojnego popołudnia ... ze "Szczęściarzem" znalazłam to czego szukałam ... czasami nawet w banalnej fabule można odnaleźć marzenia ... i fioły :)

zdjęcia z filmu pochodzą z netu ... reszta moja :) ...

pozdrawiam :)

sprostowanie ... w pierwszym kolażu są inspirujące fragmenty z ogrodów dużych i małych wielkich sercem ogrodniczek :) ... dziewczyny pozdrawiam :) ... 

piątek, 12 października 2012

wrześniowy spacer w ruinach ...

sobota ...




ostatnia we wrześniu ... jest pięknie ... słonecznie ale już z ostrzejszym ... rześkim powietrzem ... dla mnie jak znalazł bo po trzęsieniu egzystencjonalnym jakie zmalowałam temu biednemu neuronowi muszę złapać oddech i motywację, a piękne okoliczności przyrody z ruinami historii są niczym studnia na pustyni dla spragnionego :)  ... dlatego gdy Marysia pyta czy gdzieś się wybierzemy podnoszę obie ręce w gotowości ... ehhh ...zakiełkowała we mnie irracjonalna nadzieja, że stare drzewa Puszczy Jodłowej przekażą mi moc spomiędzy rysowanych przez stulecia słoi  i nie minęło wiele a nadzieja ta urosła do przekonania :) ...
ostatecznie :) zresztą i bez racjonalnego uzasadnienia udałabym się ochoczo nawet na koniec świata :) ...





wcześniej czy wiemy gdzie jedziemy ... wiemy ... do Kaśki jedziemy ... bez większego wysiłku lokalizuję cel ... oczywiście przy mojej ignorancji topografii terenu to Święta Katarzyna może być wszędzie ... ważne, że las tam jest :) jeżeli w obejmowaniu drzew jest coś na prawdę to ja muszę wyściskać każde napotkane :) i to uczciwie się do tego przykładając ...
jedziemy i zupełnie przypadkiem zawijamy najpierw do Bodzentyna ... to małe miasteczko za to z wielką przeszłością ... w XIV wieku ośrodek administracyjny biskupów ... krakowskich (:)) na Kielecczyźnie :) ... jest zamek ... a konkretnie co z niego zostało ... w sumie sporo ... niewiarygodne są dla mnie te czternastowieczne ruiny ... tyle setek lat a one trwają ...  czasy ich nie oszczędzały ... wszelkie możliwe zawieruchy z bronią i walką w tle przemaszerowały krużgankami ... uszczuplając potęgę wybudowanej na planie podkowy twierdzy ... żołnierze napoleońscy ... powstańcy ze stycznia ... pierwsza i druga wojna ... wszystkim było po drodze ... patrząc na uroczą panoramę wokół pomyślałam, że ma co się aktualnie nad sobą roztkliwiać ... czasy nie są takie najgorsze ... porównując :) ... solidnie to jednak pra przodkowie pomurowali bo do dziś można podziwiać mury obwodowe trzech skrzydeł z piaskowcowym portalem bramy wjazdowej na wewnętrzny dziedziniec :) ... a okno ponad majstersztykiem jest i dziś ... zadrgała powieka nad okiem gdy owo oko dojrzało mało wdzięczne bohomazy łobuzerii na murach ... murach, w których gościł Władysław Jagiełło ... no cóż ... ten sam zacny monarcha pewnie gdyby zobaczył na miejscu dawnych ogrodów siatkę do gry zdziwiłby się ... ja choć nie koronowana też się zdziwiłam ... choć nie ma co ukrywać pewnie gra w tak ciekawej scenerii ma niepowtarzalny urok ... profanacja czy znak czasu ??? ... :) ...








dobrze, że wtedy jeszcze nie wiedziałam o tym, że tak tu jak i na Rynku pode mną były i podobno są ??? trzykondygnacyjne wydrążone w lessie lochy !!! ... to bardzo korzystna dla wyprawy nieświadomość bo jeszcze gotowa bym była po ostatniej lekturze dorównać jednej szalonej istocie literackiej stworzonej przez panią Chmielewską ... i w owych lochach poczuć smak przygody :)))) ... nawiasem mówiąc i nieco odbiegając od tematu ... ale tylko nieco :) polecam tym co jeszcze nie czytali "Całe zdanie nieboszczyka" w/w Joanny:) ... intryga jak zwykle zaplątana niczym węzeł gordyjski ... bohaterka zakręcona, odważna i niezwykle optymistycznie do życia nastawiona :) ... sprytna ... acz ginie raz po raz jak przysłowiowa Mańka w Czechach ... a wszystko to opowiedziane językiem żywym i zmuszającym największego z malkontentów do uniesienia kącików ust a nawet do głośnego śmiechu ... czytanie w środkach komunikacji miejskiej może być ryzykowne :) ... ktoś mniej tolerancyjny może w odruchu nieprzemyślanej pomocy braci z kaftanem zawezwać ... ale przecież wszystko da się wytłumaczyć :) ...



podobno w podziemiach zamku więziono arian i kalwinów ... a najmroczniejsza historia opowiada o więźniu, który głodzony zjadł swe heretyckie księgi ... więziona przez grube ryby mafii bohaterka powieści Chmielewskiej ... na szczęście w adekwatnych okolicznościach wyposażona została przez autorkę w szansę ... ale jaką to już trzeba będzie sobie doczytać :))) ... nic więcej nie powiem choć bardzo mnie korci :) ...

te lochy pod Bodzentynem chyba muszą być i mieć jakąś moc bo ja nie wiedząc po czym stąpam ... rozkoszując się pięknymi pejzażami i tak łapiąc oddech myślami byłam gdzieś na czwartej kondygnacji :) ... i biłam się myślami czy czwarta czy trzecia ... czy w ogóle ... ehhhhhhhhh ... jak mawia jedna Madżenka (pozdrawiam kochana :) ) ... więc jak Madżenka mawia "jak żyć" :) .??? ...

słodko postanowiłam i ... wróciłam z miodkiem :) ...





 ... miłego weekendu :) 

sobota, 29 września 2012

... kolejny dzień ...

cd ... można w międzyczasie posłuchać ... klik 



... po szybkiej nocy na najwygodniejszym łóżku w jakim dane mi było spać :) ... spędzamy najklimatycznieszy poranek na krakowskim Kazimierzu :) ... to wspaniały czas kiedy żartujemy z kelnerem ... wspominamy filmy z TYM posterunkiem :) ... mówimy o życiu tak różnym na naszych szerokościach geograficznych a zarazem tak podobnym :) ... łapiemy w kadr te ulotne chwile i te mające w sobie ducha niesamowitości kamieniczki ... kafejki ... witryny ... uliczki ... to co jest takie jakie jest tylko tu na krakowskim Kazimierzu :) ... to miejsce ma ten niewytłumaczalny urok z klasą trzymających się podupadających ruder :) ... uczyniło z ich zmruszałych schodków i fasad główną siłę ... ocieplone kasakadami zieleni i kolorem jednorocznych daje to co człowiekowi tak bardzo potrzebne ... spokój ... poczucie tkwienia w tradycji i świadomość przeszłości ... że była ... że jest po niej ślad i przetrwała ona ... przetrwamy i my ... stare albumy ... medale ... popiersia wodzów i czapki z ciepłego miśka z gwiazdką ... :) ... takie starocie ... to czemu się do nich uśmiechamy ???:) ...










... szwędamy się po uliczkach ... wracamy na Rynek ... schodzimy do podziemi aby ponownie przekonać się, że to miasto miało to coś już kilka epok temu :) ... to jak podróż wehikułem czasu ... bo można zapomnieć który to anno domini aktualnie gdy słyszy się gwar krakowskich przekupek ... i tętent kopyt końskich na bruku ... półmrok pomaga ...
... mrużymy oczy gdy wychodzimy na zewnątrz i gdy poraża nas popołudniowe słońce przy Sukiennicach :) ... w kącie chowa się samotny gołąbek ... jest tak inny, że aż nierealny tu na krakowskim Rynku, gdzie gołębie szaleją i żyją w znakomitej komitywie ze spacerującymi :) ...




... czas ... czas nie był sprzymierzeńcem bo gnał ... dwa dni to jak się okazało zaledwie chwila ... zbyt mało by dwie kobiety powiedziały to co powiedzieć by mogły :) ... zbyt szybko by dowlec się w zakamarki Zwierzyńca ... czy wdrapać na Kopiec Kościuszki ... wciąż mamy co w tym Krakowie jeszcze zobaczyć ... za to przeczołgałyśmy się i małżów po Rynku ... z parasolem i bez bo deszcz to też element tradycji krakowskiej :) ... zjedliśmy najdelikatniejsze i najpyszniejsze na świecie pierogi ... i te szpinakowe i te ruskie do dziś mam ślinotok ... :) ... i powiem tylko "miód i malina" :) ... na dwa dni zatrzymaliśmy biegnący czas i zresetowaliśmy rok ... gdzieś pomiędzy kawką a drinkiem umknął stres i ...

... i mieliśmy ten nasz ... GOOD TIME ...


... Basiu i Leszku ... wspaniale było ... cholernie wspaniale !!! ... ... takie spotkania są wspaniałe ... dziękujemy Wam za ten czas ... i ten reset ... dziękujemy za to, że Jesteście i za to, że umiemy spędzić miło wspólne chwile ... bo trudno jest znaleźć ... na prawdę trudno znaleźć pary, w których to trybi w wymiarze tak damskim jak i męskim ...

i tu koniecznie posłuchaj :) ... klik 

... gdybym wstawiła ten post wczoraj pewnie tego akapitu by nie było ... ale wstawiam go dziś ... po nocy z lampką wina u Melki ... bukiet boskiego Pinot noir dawno już znikł ... jest poranna kawa ... nie znikło jednak poczucie, że coś mam do powiedzenia apropo nas ... Baśka ... Larry ... wy wiecie ... my wiemy ... dzięki wam ciągle mamy po co dalej iść :)  ... i choć "niepocieszony mija czas bo za jednym  czarnym asem drugi as" :) ... to "nie spoczniemy, nim dojdziemy, nim zajdziemy w siódmy las" :) ... dziękujemy ... :) ...

... dwa dni ... dwie kobiety ... dwóch mężczyzn ... wiele tysięcy chwil ... było mineło :) ... mam nadzieję, że wróci :) ... ale tymczasem trzeba się pożegnać ... wymeldowujemy się z hotelu ... ciągniemy posępnie za sobą walizki ... i ...


... i kto jeszcze pamięta o czym wspominałam w poprzednim poście, że to ważne :) ... ok ... nie będę męczyć jak na pytaniu z lektury w klasie maturalnej ... wspomniałam o samochodzie na parkingu ... :) ;) ... stał tam na tym parkingu dwie doby  ... ale nie będę nic pisać ... :):):) ... zobaczcie sami :) ... starali się wszyscy aby ta bezduszna maszyna wypluła bilet ... i dała nam glejt na opuszczenie tegoż uroczego ale jednak parkingu :) ... wszyscy się starali ... tzn poza mną bo ja paparazzi byłam i jednym panem :), który przytomnie trzymał się na uboczu :):):) ... kopanie w taśkach i pugilaresach ... a maszyna ... nie i pogadaj tu jak nie ma z czym bo ona swoje :) ... w końcu odpowiednie nominały się znalazły ... i można było ruszać ...


... do zobaczenia ...

wyjaśniam ... mnie nie ma i zdjęcia będą się zmieniać jak uzupełnię pliki o takie na których jestem :) ... tak mocno weszłam w rolę paparazzi, że no cóż nie ma mnie ...

... ciepła ... słoneczna pogoda :) ... sobota ... trzeba zobaczyć jak pięknie wygląda świat ...
miłego weekendu :) 


Related Posts with Thumbnails