Koniec lata … intensywny jak dla mnie … wiele trudnych decyzji … wiele wątpliwości i nieopuszczające mej głowy wrażenie, że przebiega przez nią stado galopujących imadeł, … dlatego na ten weekend czekałam bardziej niż na wszystkie inne … potrzebowałam tych pięknych poranków i tych dwóch słonecznych dni... potrzebowałam tej chwili, aby spojrzeć za siebie z dystansem i pomyśleć spokojnie …
Poleniuchowałam sobie dziś na tarasie … pobujałam … nacieszyłam oczy kolorowymi jeszcze i obficie obsypanymi kwiatem tarasowymi królowymi … nie spieszyłam się z wypiciem kawki … wręcz celebrowałam jak ważny rytuał … i trochę lepiej … szkoda, że ten weekend miał tylko dwa dni … a na kolejny muszę czekać długich pięć … niby standard, ale przydałaby się jakaś anomalia J … zawartość słoneczka w słońcu była spora, co mam nadzieję pozwoliło mi naładować baterię … i wytrwam J …