piątek, 24 grudnia 2010

wspomnienia zamknięte w smaku i zapachu Świąt Bożego Narodzenia ...


Pierwszy…
… uwolniliśmy z siatki i spętania nasze drzewko … i to, co poczuliśmy (poza dotkliwym smagnięciem ostrych igiełek) … to zapach lasu … mocny … ożywczy … nic dziwnego, że od wieków wierzono w moc tego potężnego drzewa … górale modlili się do świętego smerka i chodzili wokół na kolanach … czy to, dlatego, że dzięki anielskim gwiazdom rozświetlony świerk ściągnął na siebie całą uwagę małego Jezuska ? … starożytni Grecy wierzyli, że potężne drzewa tworzą gaje bogów nieśmiertelnych, które nie padają pod toporem człowieka … ja wierzę, że mój świerk zapewni pomyślność na cały rok i ochroni przez chorobami , a ponoć, jeśli zawiesi się na gałązkach owinięte w sreberka orzechy … to powiększy się rodzina …

 … takie pachnące lasem drzewko to wspomnienie z dzieciństwa,  smaku również, bo nie wiem, czym to wytłumaczyć, ale mieliśmy jakąś potrzebę dziwną rozgryzać drobne igiełki … najbardziej utkwił mi obraz choinki u dziadków … było nas dziewięcioro wnucząt i tworzyliśmy wokół drzewka całkiem zwarty krąg … wpatrywaliśmy się jak zaczarowani … nie tylko w światełka i kolorowe bombki … zaczarowani z uniesieniem … w bezruchu (a trzeba nadmienić, że stan bezruchu dla wielu z nas był stanem oznaczającym chorobę, co najmniej) patrzyliśmy na umieszczoną pod choinką babciną szopkę … z najpiękniejszymi figurkami świętej rodziny i ich towarzyszy … wiedzieliśmy jak długą drogę przeszli Józef i Maryja … jak ważny dla świata jest ich nowonarodzony synek i nikt nie śmiałby dotknąć żadnej z postaci … po trosze z szacunku a po trosze z ostrożności … nikt nie chciałby narazić się babci, … bo babcia skrywała na werandzie … smakowite skarby …


Drugi …
…, jeżeli opuszczaliśmy zaczarowany świat choinki to tylko po to, aby przylepić i rozpłaszczyć nosy na zimnej szybie werandy i tęsknie wpatrywać się w bogactwo smaków … miodownika … strucli makowych … pierników i keksów … od progu nasze czułe noski wyłapywały spośród rozlicznych zapachów ten słodko-gorzki migdałów i ten słodki makowy i ten korzenny piernika … nawet nie próbowaliśmy walczyć z szalejącymi chciejstwami w oczekiwaniu na moment, kiedy babcia otworzy drzwi sezamu i przyniesie słodkie skarby … pamiętam ostrą … korzenną słodycz piernikowego ciasta wymieszaną z delikatną budyniową wanilią … tego smaku nie udało mi się odtworzyć w swoich kulinarnych zmaganiach … a próbowałam, … aby popławić się w korzennej rozkoszy zmysłów piekę piernik … i tu znów muszę wspomnieć o wrażeniu, jakie wywarła na mnie jedna z legend, jakie poznałam … mam na myśli te o cukierniku toruńskim Mateuszu, który kupił od indyjskiego kupca pierwsze pierniki a ich smak wywarł na nim tak duże wrażenie, że potrafił o niczym innym myśleć tylko o tym jak odnaleźć i powtórzyć ten smak w swych wypiekach … próbował i próbował zatracając się coraz bardziej … bezskutecznie … gdy spotkał owego kupca ponownie gotów był zapłacić każdą cenę za recepturę, ale niestety była ona zobowiązana tajemnicą … kupiec nie mógł nic zdradzić.. przyjął jednak zaproszenie na kolacje i spotkał się z naszą … polską gościnnością, … gdy w przyjaźni żegnał się powiedział coś, w czym było o wiele więcej niż recepta na piernikowe ciasto … „ … Mateuszu nie myśl tyle o moich ciastkach … Twoje wypieki są równie wspaniałe … poza tym jesteś zdolnym człowiekiem, może sam kiedyś poznasz moją tajemnicę … nie zamykaj się w domu … idź czasami na spacer … rozejrzyj się, takie piękne łąki macie wokół Torunia … a tam tyle pięknych kwiatów, które aromatami i zapachami wabią wiele pszczół …” … no tak … czasami wystarczy otworzyć oczy i rozejrzeć się wokół siebie … posłuchać innych …





  
Trzeci, … choć ściśle związany z drugim …
… miód i mak … orzechy i migdały … smaki i aromaty zamknięte w makowcu … zawsze, gdy rozłupuje orzechy przypomina mi się największe drzewo w ogrodzie babci i dziadka … i tu wspomnienia płatają mi figla, … bo w świątecznym trzasku skorupki orzecha odnajduje ciepłe dni, kiedy to z brązowymi łapkami siedzieliśmy pod orzechem i spod zielonej twardej skóry wydobywaliśmy włoskie orzechy … ten zapach … i ten smak świeżego … precyzyjnie obranego ziarna … dzieliliśmy się na tych, którzy obierali – zjadali i na tych, którzy obierali – zbierali, aby móc zwielokrotnić rozkosz smaku … a takie uzbierane orzeszki to skarb wart odbicia, … co wiązało się często z eksplozją temperamentów …

Czwarty …
… pomarańcze … pojawiały się jak urodzinowy tort … Mikołaj … gwiazdka … raz w roku i odurzały egzotyką smaku.. aromatu i niezwykłą soczystością owocu … babciny keks zawsze kojarzyć mi się będzie z kandyzowaną pomarańczową skórką … i niechcianymi rodzynkami  …





… i postawić muszę sobie i Wam pytanie … czy minione święta mają w sobie tyle magii stworzonej ze smaków … aromatów … zdarzeń ... spowitych w obłoku ideału … czy tak je postrzegamy, bo były inne … nadzwyczajne … czy nadzwyczajne były, bo ich czas przypadł na nasze najbardziej beztroskie lata … piękne, bo nieobarczone odpowiedzialnością a obdarzone wszystkimi przywilejami dzieciństwa …

6 komentarzy:

  1. pamiętamy te smaki i zapachy na pewno z kilku powodów...ponieważ nie otaczały nas na co dzień te cudowności, dzieci nie były zasypywane tak jak teraz prezentami, słodyczami, zabawkami, więc to było coś niezwykłego, wyczekanego, niepowtarzalnego... coś co się utrwaliło dzięki temu na długo. Ludzie byli bliżej siebie, żyli we wspólnotach trochę większych...ja pamiętam, że u nas gromadzili się ludzie czekając na "towar" ( moja mama była "sklepową", a sklep był w naszym domu :) ja to miałam dobrze :) nie musiałam stać w kolejkach :)w domu było wesoło, gwarno :)dzięki temu znałam tych ludzi, inaczej nie miałabym większej szansy wiedzieć dlaczego Szoferek nazywany właśnie Szoferkiem :) albo jakie ryby pływały przed wojną w naszym czyściutkim stawie...( ale odbiegłam od głównego pytania)
    Dzieciństwo oczywiście też ma swoje prawa -beztroskie lata mimo braku pieniędzy, stanu wojennego itp. dzieci tego tak nie odbierały ( w większości) my bylismy szczęśliwi, bo pomarańcze pachniały, bo grało się z kolegami w bierki, bo chodziło się na górkę na sanki, czy miało się zajęcie typu robimy sobie narty...dlatego większośc z nas to ludzie kreatywni...
    :) tak myslę
    ..a święta były świętami, nie reklamowało się ich miesiąc wcześniej, dlatego te smaki były intensywne...jak czegoś jest za dużo to się robi mdło...
    Pozdrawiam świątecznie :)

    OdpowiedzUsuń
  2. :) napisałam ten post zupełnie nieoczekiwanie ... choć planowałam go wcześniej ... długo nie potrafiłam ułożyć myśli w słowa ... i w świątecznej krzątaninie "wyszło samo" ... (nawiasem mówiąc w czasie kiedy powinnam robić coś zupełnie innego) ... przeczytałam go dopiero czytając Twój komentarz i ... najdziwniejsze jest to, że nie wspominam prezentów (choć były :) ale nie w Wigilię ... czekały na nas w poranek Bożego Narodzenia a my czekaliśmy na nie do późnej nocy w zasadzie zasypiając nad ranem) ... tylko te chwile ... własnie te chwile spędzone w grupie braci i sióstr ... w stadzie :) ... teraz zakrywamy się brakiem czasu ... to sie stało jak mantra "och wiesz tacy jesteśmy zapracowani...bla bla bla " ... tamte czasy z wielkimi brakami niby a jednak o ironio wychodzą na bogatsze ... te dwa programy tv nie zabierały tak czasu bo i oglądac nie było czego ... ludzie częsciej się spotykali i jednoczyli bo ... odbiegam od tematu ale chyba mieli wspólnego wroga ... ale każde czasy mają swój wymiar ... nam przychodzi być w nich w wymiarach kilku ... i jakoś zawsze tak jest, że do dzieciństwa usmiechamy się w młodosci ... do młodości w starości ... wspominamy z sentymentem ... może trochę idealizujemy bo ... zawsze szkoda minionych lat ...
    i faktycznie nikt Świąt nie reklamował ... to był nasz skarb o który dbały rodziny ... miłosciwie panująca komercja dobija może dlatego taką nadzieją jest blogowa wioska ... bo tu ROBI SIĘ KARTKI a nie kupuje ... ROBI SIĘ DEKORACJE ... i to nie tylko w święta ... może nie jest z nami jeszcze tak źle ...

    OdpowiedzUsuń
  3. Świetne!
    Mądre, pełne prawdy. Temat rzeka.
    U mnie wkrótce też coś z tej bajki, ale bardziej zabawne przemyślenia.
    Przeczyam raz jeszcze.
    Ściskam mocno!
    Dziękuję!

    OdpowiedzUsuń
  4. Mimi od kiedy zobaczyłam Twoje zdjęcia jestem jak Mateusz ... :) chyba musze jakieś warsztaty u ciebie odbyć :) .. może w czasie Dymarek:) ... to efekt napadu sentymentalnego po tłuczeniu orzechów ... i tak w czasie przedświątecznej rzuciłam mak i zapadłam się we wspomnienia :) ... na Twoją bajkę czekam ... buziaczki :)

    OdpowiedzUsuń
  5. Masz rację Konstancjo oczy dziecka, zmysły dziecka odbierają wszystko inaczej ... czy lepiej niz zmysły dorosłego? Nie wiem, wiem że tęsknię czasem do tej moje dziecięcej wrażliwości ... Dziecko jest szczere niczego nie udaje, zaraża wszystkich nastrojem, humorem, energią, pomysłami. Wiem, że pomiędzy czasem gdy przestalam być dzieckiem a przynajmniej mi się tak wydawało a czasem gdy w domu znów pojawiły się dzieci ... był czas w którym czegoś mi brakowało, mimo celebracji świąt, mimo pielegnacji świątecznego światełka miłości i szacunku, czegoś mi brakowało. Własnie świata dziecka ...
    Piękna legenda o Mateuszu, wiesz chyba jej nie znałam ... słowa które powiedział kupiec są rzeczywiście natury bardzo uniwersalnej, mogą odnieść się do każdego i każdej dziedziny. nie doceniamy tego co mamy wokół, nie doceniamy tego co sami robimy, podziwiając wciąż innych i chcąc byc takimi samymi lub podobnymi, zatracamy się w egzotyce, nie potrafiąc wykorzystać tego co mamy na wyciągnięcie ręki.
    Dziękuję Konstancjo za podróż, chyba kolejną w ten świąteczny czas, do mojego dzieciństwa, do wspomnień - bardzo podobnych do twoich ...

    OdpowiedzUsuń
  6. Dziękuję, że jesteś.

    OdpowiedzUsuń

Dziękuję za komentarz ... Iza :)

Related Posts with Thumbnails